Tyle czasu mnie tu nie było i wszystkie moje przemyślenia gdzieś mi się w głowie kołatają. Tylko czemu zawsze w takich godzinach, że i tak bym tego tu nie opisał? :P
Łycha!
Lubię Bobry
Takie tam głupoty jakie sobie wypisuje Paku w wolnych chwilach :)
wtorek, 11 grudnia 2012
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Kim jesteśmy?
Kim naprawdę jestem? To pytanie, które sobie ostatnio zadaję. W ciągu życia cały czas zmieniamy się, kształtuje nas nasze otoczenie, ludzie z jakimi przebywamy, miejsca w jakich przebywamy, a że te miejsca i Ci ludzie są różni w różnych etapach naszego życia, to i my jesteśmy różni. Zwracamy uwagę na pewne wzorce zaczerpnięte z książek, kina, telewizji i staramy się brać przykład z części z nich, nawet jeśli robimy to nieświadomie. Ale czy to kim jesteśmy tak naprawdę zależy od tego gdzie, co, jak z kim? Czy zależy to od naszych przyjaciół i ich postrzegania na świat? Po części na pewno tak, ma to na nas na pewno wpływ, na niektórych większy niż na innych, ale to nie tylko to. Podejmowane przez nas decyzje, wybory, to co czynimy zależy przede wszystkim od tego jakie my wyznaczyliśmy sobie priorytety w życiu i czym się kierujemy. I tak, tutaj oczywiście wpływ środowiska potrafi być odczuwalny, szczególnie widoczny jest on przy ludziach słabej woli, możemy kierować się wpojoną nam religią, pewnymi zachowaniami i tak dalej, kompletnie ignorując własne myślenie. Z drugiej strony własne myślenie też nie do końca jest dobre, z jednego prostego powodu, człowiek jest istotą egocentryczną, nie zawsze jest to złe, bo jak komuś sprawia przyjemność pomaganie innym, to raczej fajna sprawa, ale chodzi mi o to, że zawsze, ale to zawsze kierujemy się w życiu tym, aby nam było dobrze, czasem robimy to nawet trochę nieświadomie, ale zawsze chodzi o to samo. No i właśnie teraz pytanie czy dążymy do tego, aby było nam dobrze teraz, zaraz, już, czy raczej jesteśmy w stanie część rzeczy poświęcić, w zamian za obietnicę "dostatku" w przyszłości.
No i tutaj dochodzimy do tego o czym chciałem pisać, a chciałem pisać o sobie, jak zawsze zresztą, no ale o to przecież tutaj chodzi :P No, ale wracając do tematu, a raczej zaczynając temat, bo póki co to tylko tutaj rzucam zwitkiem myśli. Przez większość mojego życia koncentrowałem się na teraźniejszości, na tym, aby dobrze mi było teraz, zaraz, już i tyle. kompletnie nie myślałem o przyszłości, o tym co będzie kiedyś, ważne było, aby teraz było dobrze. Miało to swoje plusy i minusy. Zacznijmy od plusów. Wybawiłem się. O ile nie zrobiłem w życiu wielu rzeczy, które bym chciał, to jednak cieszyłem się każdą chwilą, raczej nie żałuję swoich decyzji i po prostu mogę stwierdzić, że całkiem dobrze przeżyłem tą część mojego życia, co była (a przynajmniej dopóki nie zrezygnowałem z drugich studiów, bo później zaczęło być trochę lipnie). W każdym razie z większości mojego życia jestem zadowolony, w sensie, że wiem, ze nie osiągnąłem za wiele, ale było fajnie i tyle. No i minusy. Pierwszym podstawowym minusem jest to, że jak już stwierdziłem, że trzeba się wreszcie ogarnąć, to okazało się, że nie mam pomysłu na życie, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, smutna sprawa. Drugim minusem jest to, że tak naprawdę jestem w sporym stopniu pozbawiony marzeń. O co chodzi, skoro nigdy nie rozmyślałem o przyszłości, to też nie zastanawiałem się specjalnie nad tym co chciałbym zrobić, co osiągnąć, wiadomo jakieś tam pobieżne myśli się pojawiły, ale nic specjalnego i to takie smutne jest w sumie. No i trzeci minus, jak już zdecydowałem się co chciałbym zrobić, to napotykam spore problemy w drodze do celu. Jest to zdeterminowane tym jak do tej pory wyglądało moje życie, że było taką pogonią za chwilą i teraz bardzo często jak chcę coś zrobić konstruktywnego, jakoś się rozwinąć, czy podążać do moich celów, to wciąż łapię się na tym, że wolę zrobić coś co mi przyniesie radość teraz, taką pozorną i nieprawdziwą radość, ale wystarczającą, aby było fajnie teraz.
Bardzo ciężko jest mi zwalczyć to w sobie, ale wiem, że to jest klucz do całej reszty zmian, bez tego nie jestem w stanie stać się tym kim chcę. Na razie stosuję metodę małych kroczków, powolutku rezygnuję z różnych przyjemności, staram się robić coraz więcej i jakoś mi to idzie, ale jest ciężko. Jednak nie jest to takie proste jak myślałem, że będzie. Dobra, tyle na dziś. :)
No i tutaj dochodzimy do tego o czym chciałem pisać, a chciałem pisać o sobie, jak zawsze zresztą, no ale o to przecież tutaj chodzi :P No, ale wracając do tematu, a raczej zaczynając temat, bo póki co to tylko tutaj rzucam zwitkiem myśli. Przez większość mojego życia koncentrowałem się na teraźniejszości, na tym, aby dobrze mi było teraz, zaraz, już i tyle. kompletnie nie myślałem o przyszłości, o tym co będzie kiedyś, ważne było, aby teraz było dobrze. Miało to swoje plusy i minusy. Zacznijmy od plusów. Wybawiłem się. O ile nie zrobiłem w życiu wielu rzeczy, które bym chciał, to jednak cieszyłem się każdą chwilą, raczej nie żałuję swoich decyzji i po prostu mogę stwierdzić, że całkiem dobrze przeżyłem tą część mojego życia, co była (a przynajmniej dopóki nie zrezygnowałem z drugich studiów, bo później zaczęło być trochę lipnie). W każdym razie z większości mojego życia jestem zadowolony, w sensie, że wiem, ze nie osiągnąłem za wiele, ale było fajnie i tyle. No i minusy. Pierwszym podstawowym minusem jest to, że jak już stwierdziłem, że trzeba się wreszcie ogarnąć, to okazało się, że nie mam pomysłu na życie, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, smutna sprawa. Drugim minusem jest to, że tak naprawdę jestem w sporym stopniu pozbawiony marzeń. O co chodzi, skoro nigdy nie rozmyślałem o przyszłości, to też nie zastanawiałem się specjalnie nad tym co chciałbym zrobić, co osiągnąć, wiadomo jakieś tam pobieżne myśli się pojawiły, ale nic specjalnego i to takie smutne jest w sumie. No i trzeci minus, jak już zdecydowałem się co chciałbym zrobić, to napotykam spore problemy w drodze do celu. Jest to zdeterminowane tym jak do tej pory wyglądało moje życie, że było taką pogonią za chwilą i teraz bardzo często jak chcę coś zrobić konstruktywnego, jakoś się rozwinąć, czy podążać do moich celów, to wciąż łapię się na tym, że wolę zrobić coś co mi przyniesie radość teraz, taką pozorną i nieprawdziwą radość, ale wystarczającą, aby było fajnie teraz.
Bardzo ciężko jest mi zwalczyć to w sobie, ale wiem, że to jest klucz do całej reszty zmian, bez tego nie jestem w stanie stać się tym kim chcę. Na razie stosuję metodę małych kroczków, powolutku rezygnuję z różnych przyjemności, staram się robić coraz więcej i jakoś mi to idzie, ale jest ciężko. Jednak nie jest to takie proste jak myślałem, że będzie. Dobra, tyle na dziś. :)
piątek, 20 kwietnia 2012
Hida!
Trochę mnie tutaj nie było. Mogę się niby usprawiedliwiać, że nie miałem czasu pisać, że miałem dużo rzeczy na głowie, ble ble ble, ale nie o to chodzi. Po prostu ostatnio nie miałem czasu na jakieś poważniejsze przemyślenia to i nie było o czym pisać ;) No, ale po kolei.
Znalazłem pracę. Nie jest to praca wszech-czasów, ale póki co jest i to jej największy plus. Pracuję w firmie robiącej inwentaryzacje. Do tej pory byłem na dwóch inwentaryzacjach, raz w Opolu w Decathlonie, a raz na bielanach w Decathlonie. Praca ogólnie jest całkiem fajna, chociaż godzin mi mało wyszło, no i jest to raczej dorywcza praca, także przydałoby się jakąś drugą znaleźć do kompletu ;) W zeszłym tygodniu w środę miałem szkolenie, a w piątek rano jechałem do Szczecina, także na tym skupiały się moje myśli. No właśnie, jak mowa o Szczecinie. Byłem w weekend na koteiu, jest to taki ogólnopolski, ogólnoświatowy może raczej, turniej w legendę pięciu kręgów, czyli karciankę w którą gram, wygrany oprócz tony nagród ma możliwość wpływu na dalszą historię rokuganu, ble ble ble. Tak się składa, że jakimś cudem wygrałem. Poziom mojego podekscytowania z tego powodu jest na tyle duży, że o niczym innym ostatnio nie myślę w sumie :P Ogólnie finały to było tak stresujące przeżycie, że o kurna ja pitolę i jeszcze bardziej :D
Jakoś tak w niedzielę w nocy wróciłem do Wrocławia, w sumie w poniedziałek już, odespałem, przeżyłem dzień, później na nockę, w środę znów na nockę i tydzień jakoś minął. Kompletnie nie miałem siły i ochoty na myślenie, no ale zbliża się weekend, także mam wielką nadzieję, że uda mi się skleić zlepek moich myśli w coś konstruktywnego :)
Tyle na dzisiaj :)
HIDA!!!!
Znalazłem pracę. Nie jest to praca wszech-czasów, ale póki co jest i to jej największy plus. Pracuję w firmie robiącej inwentaryzacje. Do tej pory byłem na dwóch inwentaryzacjach, raz w Opolu w Decathlonie, a raz na bielanach w Decathlonie. Praca ogólnie jest całkiem fajna, chociaż godzin mi mało wyszło, no i jest to raczej dorywcza praca, także przydałoby się jakąś drugą znaleźć do kompletu ;) W zeszłym tygodniu w środę miałem szkolenie, a w piątek rano jechałem do Szczecina, także na tym skupiały się moje myśli. No właśnie, jak mowa o Szczecinie. Byłem w weekend na koteiu, jest to taki ogólnopolski, ogólnoświatowy może raczej, turniej w legendę pięciu kręgów, czyli karciankę w którą gram, wygrany oprócz tony nagród ma możliwość wpływu na dalszą historię rokuganu, ble ble ble. Tak się składa, że jakimś cudem wygrałem. Poziom mojego podekscytowania z tego powodu jest na tyle duży, że o niczym innym ostatnio nie myślę w sumie :P Ogólnie finały to było tak stresujące przeżycie, że o kurna ja pitolę i jeszcze bardziej :D
Jakoś tak w niedzielę w nocy wróciłem do Wrocławia, w sumie w poniedziałek już, odespałem, przeżyłem dzień, później na nockę, w środę znów na nockę i tydzień jakoś minął. Kompletnie nie miałem siły i ochoty na myślenie, no ale zbliża się weekend, także mam wielką nadzieję, że uda mi się skleić zlepek moich myśli w coś konstruktywnego :)
Tyle na dzisiaj :)
HIDA!!!!
sobota, 7 kwietnia 2012
środa, 4 kwietnia 2012
Takie tam
Rany, oglądałem wczoraj film eksperyment => link do filmwebu Eksperyment
Najświeższy film to to może nie jest, ale nie widziałem go wcześniej ;) No i ogólnie tak no, to mnie naszło po tym filmie na przemyślenia, jacy to ludzie są głupi, upośledzeni, jak to zawsze skorzystają z okazji aby sprawić komuś innemu krzywdę, wyżyć się na nim, jak to cieszymy się z czyjejś niedoli i jakim to podłym gatunkiem jesteśmy. Nie wszyscy co prawda są tacy, ale znakomita większość i w sumie to jest straszne, bo jak sobie pomyślę, że ludzie otaczający mnie mogliby w odpowiedniej sytuacji stać się tak kompletnie inni, to przeraża mnie to w jaki wielkim stopniu się nie znamy. No i tak ogólnie to polecam obejrzenie filmu, no ;)
Ale tak oprócz tego to jeszcze chciałem o czymś pisać, o tym jak ważne są czyny, a nie słowa. Ostatnio piszę jak bardzo chciałbym się zmienić, poprawić itp, i tak też myślę, tak uważam, no tak bym chciał ogólnie, natomiast czyny średnio za tym idą. Myślałem, że wszystko będzie takie łatwe i z dnia na dzień się zmienię i zacznę robić różne rzeczy, natomiast tak prosto nie jest. Na szczęście powolutku zdążam w kierunku celu, dodaję sobie różne obowiązki itp i staram się ich w miarę trzymać, natomiast niestety moja wewnętrzna zmiana będzie trwała dłużej niż myślałem. No, ale cieszę się, że powoli zdążam w kierunku celu, lepiej powoli niż wcale :) Dobija mnie czasami myśl, że nie potrafię tego wszystkiego przyspieszyć, jednak chyba muszę wprowadzać zmiany w sobie po kolei.
No i święta niedługo, jakoś mnie nie zachwyca ta perspektywa. Tylko jedzenie, picie, jasne, posiedzę sobie porozmawiam z rodziną, ale brakuje mi tego czegoś, przez co mógłbym nazwać to świętami, a nie wydłużonymi imieninami, bo wygląda to podobnie. I nie mówię tutaj o jakieś bliskości z bogiem itp, zupełnie nie o to mi chodzi, no ale moja religijność (czy też w większości jej brak) jest dłuższym tematem na kiedy indziej. Chodzi mi o to, że czy to wielkanoc czy boże narodzenie to w większości z nas jest to po prostu zwykłe wolne połączone z obżeraniem się i piciem i w sumie to takie smutne jest, bo po co świętować święta (tak wiem, masło maślane :P) skoro tak naprawdę ich nie świętujemy tylko je przezywamy. Głupie jest to wszystko, ta cała ludzka hipokryzja.
Dobra, to tyle.
Najświeższy film to to może nie jest, ale nie widziałem go wcześniej ;) No i ogólnie tak no, to mnie naszło po tym filmie na przemyślenia, jacy to ludzie są głupi, upośledzeni, jak to zawsze skorzystają z okazji aby sprawić komuś innemu krzywdę, wyżyć się na nim, jak to cieszymy się z czyjejś niedoli i jakim to podłym gatunkiem jesteśmy. Nie wszyscy co prawda są tacy, ale znakomita większość i w sumie to jest straszne, bo jak sobie pomyślę, że ludzie otaczający mnie mogliby w odpowiedniej sytuacji stać się tak kompletnie inni, to przeraża mnie to w jaki wielkim stopniu się nie znamy. No i tak ogólnie to polecam obejrzenie filmu, no ;)
Ale tak oprócz tego to jeszcze chciałem o czymś pisać, o tym jak ważne są czyny, a nie słowa. Ostatnio piszę jak bardzo chciałbym się zmienić, poprawić itp, i tak też myślę, tak uważam, no tak bym chciał ogólnie, natomiast czyny średnio za tym idą. Myślałem, że wszystko będzie takie łatwe i z dnia na dzień się zmienię i zacznę robić różne rzeczy, natomiast tak prosto nie jest. Na szczęście powolutku zdążam w kierunku celu, dodaję sobie różne obowiązki itp i staram się ich w miarę trzymać, natomiast niestety moja wewnętrzna zmiana będzie trwała dłużej niż myślałem. No, ale cieszę się, że powoli zdążam w kierunku celu, lepiej powoli niż wcale :) Dobija mnie czasami myśl, że nie potrafię tego wszystkiego przyspieszyć, jednak chyba muszę wprowadzać zmiany w sobie po kolei.
No i święta niedługo, jakoś mnie nie zachwyca ta perspektywa. Tylko jedzenie, picie, jasne, posiedzę sobie porozmawiam z rodziną, ale brakuje mi tego czegoś, przez co mógłbym nazwać to świętami, a nie wydłużonymi imieninami, bo wygląda to podobnie. I nie mówię tutaj o jakieś bliskości z bogiem itp, zupełnie nie o to mi chodzi, no ale moja religijność (czy też w większości jej brak) jest dłuższym tematem na kiedy indziej. Chodzi mi o to, że czy to wielkanoc czy boże narodzenie to w większości z nas jest to po prostu zwykłe wolne połączone z obżeraniem się i piciem i w sumie to takie smutne jest, bo po co świętować święta (tak wiem, masło maślane :P) skoro tak naprawdę ich nie świętujemy tylko je przezywamy. Głupie jest to wszystko, ta cała ludzka hipokryzja.
Dobra, to tyle.
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Wstyd
Kurczę, coś ostatnio tutaj nie pisałem, chociaż z drugiej strony jakoś tak za bardzo nie miałem co, no ale to się zmieniło to sobie napiszę :)
Widziałem ostatnio film o tytule Wstyd. Tutaj macie link do filmwebu z opisem filmu "Wstyd".
Jest to opowieść o 30-letnim mężczyźnie, który jest uzależniony od seksu. Film ten wywołał we mnie sporo przemyśleń, a że moje miejsce do wypisywania ich jest tutaj, to tak sobie piszę ;P To tak może streszczę o co w filmie chodziło. Film pokazuje życie mężczyzny, dla którego seks jest pewnego rodzaju ucieczką od rzeczywistości, od uczuć. Jest to dla niego pewien sposób ucieczki. Wydaje mi się, ze bohater tutaj sam się upadla jakby trochę za karę, boi się on uczuć, a może nie jest do nich zdolny, a seks jest dla niego takim jakby ukojeniem. Jedyne przejawy uczuć jakie w nim widać występują podczas rozmów z siostrą, gdzie wybucha wręcz negatywem emocji. Cierpi on na taką anoreksję emocjonalną, ucieka w seks oszukując siebie, że bliskość fizyczna zastąpi mu bliskość emocjonalną. Ogólnie to film świetnie oddaje dramat ludzi, którzy czują pustkę emocjonalną i wyższe uczucia znają tylko z opowieści.
Na początku oglądania zacząłem sam siebie porównywać do głównego bohatera. Sam byłem przez długi czas zamknięty w takim świecie własnych żądz, gdzie tylko przyjemność miała jakiekolwiek znaczenie (dalej jestem po części, chociaż do niedawna myślałem, że mam to za sobą :( ). Jednak z biegiem trwania filmu i rozumienia go (może na swój opaczny sposób, ale to nie istotne), doszedłem do wniosku, że jednak aż tak źle ze mną nie było, chociaż gdybym w pewnym momencie życia skręcił nie w tą ścieżkę, to mógłbym kiedyś być jak ten główny bohater. Bardziej mogę się porównywać do bohatera pod względem pewnego rodzaju uzależnienia niż pustki emocjonalnej, chociaż w pewnym momencie życia wszystkie moje uczucia były dość sztuczne. Nie chcę tutaj w żaden sposób usprawiedliwiać mojego zachowania poprzez jakieś uzależnienie czy inne tego typu rzeczy, bo jednak człowiek sam kieruje swoim życiem i tak naprawdę zazwyczaj to jaki jestem mi nie przeszkadzało i byłem z tego zadowolony, jednak doszło do mnie, że czasem tylko ranię innych i samego siebie przez moje podejście do seksu. Ciężko mi tak pisać o swojej seksualności, szczególnie, że nie do końca wiem, kto to przeczyta, a to jednak dość prywatna sprawa, ale po tym filmie ten temat mi wciąż chodzi po głowie i jakoś tak ciężko mi zbyć to wszystko milczeniem. Wiem, że kiedyś sam oszukiwałem sam siebie, wmawiając sobie jak wiele czuję do pewnej osoby, mimo że tak naprawdę zależało mi tylko na seksie, wiem, że mimo ciągłych prób zmiany nie udaje mi się do końca pozbyć tej części siebie, wiem że mogę czasami sprawiać wrażenie, ze zależy mi tylko na seksie, wiem, że trochę poprawiłem się w tej kwestii, ale wciąż wiele muszę zmienić, wiem, że głowa mówi mi jedno, a ciało drugie, a ja słucham ciało, wiem, że jestem słaby i nie mogę oprzeć się pokusom i wiem, że pragnę to zmienić, stać się silniejszy, lepszy, oczyścić swoją duszę, no i myślę, że chyba znalazłem pewien sposób na samokontrolę, a przynajmniej na próbę samokontroli, mam nadzieję, że wytrwam, że stanę się lepszy, że zmienię tą część swojego życia, bo przestałem w pełni akceptować tą część siebie (mówię w pełni, bo jednak część mojej podświadomości, dalej mi mówi, że tak jest dobrze). Rany, ale długie zdanie mi wyszło, nie wiem czy coś ktoś zrozumie z tej notki, mam nadzieję, że tak, a jak nie mówi się trudno, ważne, że mi zrobiło się lepiej na duszy.
Dziękuję wszystkim, którzy ze mną są, którzy są dla mnie ważni, Kocham was ludzie, a to samo w sobie daje mi wiele :)
Widziałem ostatnio film o tytule Wstyd. Tutaj macie link do filmwebu z opisem filmu "Wstyd".
Jest to opowieść o 30-letnim mężczyźnie, który jest uzależniony od seksu. Film ten wywołał we mnie sporo przemyśleń, a że moje miejsce do wypisywania ich jest tutaj, to tak sobie piszę ;P To tak może streszczę o co w filmie chodziło. Film pokazuje życie mężczyzny, dla którego seks jest pewnego rodzaju ucieczką od rzeczywistości, od uczuć. Jest to dla niego pewien sposób ucieczki. Wydaje mi się, ze bohater tutaj sam się upadla jakby trochę za karę, boi się on uczuć, a może nie jest do nich zdolny, a seks jest dla niego takim jakby ukojeniem. Jedyne przejawy uczuć jakie w nim widać występują podczas rozmów z siostrą, gdzie wybucha wręcz negatywem emocji. Cierpi on na taką anoreksję emocjonalną, ucieka w seks oszukując siebie, że bliskość fizyczna zastąpi mu bliskość emocjonalną. Ogólnie to film świetnie oddaje dramat ludzi, którzy czują pustkę emocjonalną i wyższe uczucia znają tylko z opowieści.
Na początku oglądania zacząłem sam siebie porównywać do głównego bohatera. Sam byłem przez długi czas zamknięty w takim świecie własnych żądz, gdzie tylko przyjemność miała jakiekolwiek znaczenie (dalej jestem po części, chociaż do niedawna myślałem, że mam to za sobą :( ). Jednak z biegiem trwania filmu i rozumienia go (może na swój opaczny sposób, ale to nie istotne), doszedłem do wniosku, że jednak aż tak źle ze mną nie było, chociaż gdybym w pewnym momencie życia skręcił nie w tą ścieżkę, to mógłbym kiedyś być jak ten główny bohater. Bardziej mogę się porównywać do bohatera pod względem pewnego rodzaju uzależnienia niż pustki emocjonalnej, chociaż w pewnym momencie życia wszystkie moje uczucia były dość sztuczne. Nie chcę tutaj w żaden sposób usprawiedliwiać mojego zachowania poprzez jakieś uzależnienie czy inne tego typu rzeczy, bo jednak człowiek sam kieruje swoim życiem i tak naprawdę zazwyczaj to jaki jestem mi nie przeszkadzało i byłem z tego zadowolony, jednak doszło do mnie, że czasem tylko ranię innych i samego siebie przez moje podejście do seksu. Ciężko mi tak pisać o swojej seksualności, szczególnie, że nie do końca wiem, kto to przeczyta, a to jednak dość prywatna sprawa, ale po tym filmie ten temat mi wciąż chodzi po głowie i jakoś tak ciężko mi zbyć to wszystko milczeniem. Wiem, że kiedyś sam oszukiwałem sam siebie, wmawiając sobie jak wiele czuję do pewnej osoby, mimo że tak naprawdę zależało mi tylko na seksie, wiem, że mimo ciągłych prób zmiany nie udaje mi się do końca pozbyć tej części siebie, wiem że mogę czasami sprawiać wrażenie, ze zależy mi tylko na seksie, wiem, że trochę poprawiłem się w tej kwestii, ale wciąż wiele muszę zmienić, wiem, że głowa mówi mi jedno, a ciało drugie, a ja słucham ciało, wiem, że jestem słaby i nie mogę oprzeć się pokusom i wiem, że pragnę to zmienić, stać się silniejszy, lepszy, oczyścić swoją duszę, no i myślę, że chyba znalazłem pewien sposób na samokontrolę, a przynajmniej na próbę samokontroli, mam nadzieję, że wytrwam, że stanę się lepszy, że zmienię tą część swojego życia, bo przestałem w pełni akceptować tą część siebie (mówię w pełni, bo jednak część mojej podświadomości, dalej mi mówi, że tak jest dobrze). Rany, ale długie zdanie mi wyszło, nie wiem czy coś ktoś zrozumie z tej notki, mam nadzieję, że tak, a jak nie mówi się trudno, ważne, że mi zrobiło się lepiej na duszy.
Dziękuję wszystkim, którzy ze mną są, którzy są dla mnie ważni, Kocham was ludzie, a to samo w sobie daje mi wiele :)
piątek, 30 marca 2012
Szare komórki wyłączone...
No i co, znów niemoc twórcza? Niefajnie :P Miałem wczoraj wieczorem co nieco napisać, ale jak wróciłem do domu to nie miałem na nic sił, oprócz snu, miałem się dzisiaj zrewanżować i rano coś napisać, ale mi się nie chciało... Walcz Paku ze sobą, walcz.
Wczoraj spotkałem się z Iloną, dawno jej nie widziałem, także miło było ją spotkać i porozmawiać sobie i o życiu i o pierdołach i o wszystkim :) No i coraz bardziej przekonuję się do swojego planu, tylko potrzebuję zebrać więcej sił, w sensie zebrać się w sobie bardziej no.
A tak poza tym to nie wiem, mam dzisiaj tak całkowicie wyłączone myślenie, ze to po prostu niemożliwe. Wpadłem na pomysł, że będę w ciągu dnia zapisywał na kartce czy gdziekowliek indziej moje myśli, tak aby wiedzieć do czego później wrócić i co opisać. Mógłbym rozpisywac co tam robiłem, jak mój dzień wyglądał i tak dalej, ale nie o to chodzi w tym blogu. Dzisiaj nie myślę, także na tym kończę, może później mi coś do głowy wpadnie jeszcze.
Wczoraj spotkałem się z Iloną, dawno jej nie widziałem, także miło było ją spotkać i porozmawiać sobie i o życiu i o pierdołach i o wszystkim :) No i coraz bardziej przekonuję się do swojego planu, tylko potrzebuję zebrać więcej sił, w sensie zebrać się w sobie bardziej no.
A tak poza tym to nie wiem, mam dzisiaj tak całkowicie wyłączone myślenie, ze to po prostu niemożliwe. Wpadłem na pomysł, że będę w ciągu dnia zapisywał na kartce czy gdziekowliek indziej moje myśli, tak aby wiedzieć do czego później wrócić i co opisać. Mógłbym rozpisywac co tam robiłem, jak mój dzień wyglądał i tak dalej, ale nie o to chodzi w tym blogu. Dzisiaj nie myślę, także na tym kończę, może później mi coś do głowy wpadnie jeszcze.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)