Strony

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Kim jesteśmy?

Kim naprawdę jestem? To pytanie, które sobie ostatnio zadaję. W ciągu życia cały czas zmieniamy się, kształtuje nas nasze otoczenie, ludzie z jakimi przebywamy, miejsca w jakich przebywamy, a że te miejsca i Ci ludzie są różni w różnych etapach naszego życia, to i my jesteśmy różni. Zwracamy uwagę na pewne wzorce zaczerpnięte z książek, kina, telewizji i staramy się brać przykład z części z nich, nawet jeśli robimy to nieświadomie. Ale czy to kim jesteśmy tak naprawdę zależy od tego gdzie, co, jak z kim? Czy zależy to od naszych przyjaciół i ich postrzegania na świat? Po części na pewno tak, ma to na nas na pewno wpływ, na niektórych większy niż na innych, ale to nie tylko to. Podejmowane przez nas decyzje, wybory, to co czynimy zależy przede wszystkim od tego jakie my wyznaczyliśmy sobie priorytety w życiu i czym się kierujemy. I tak, tutaj oczywiście wpływ środowiska potrafi być odczuwalny, szczególnie widoczny jest on przy ludziach słabej woli, możemy kierować się wpojoną nam religią, pewnymi zachowaniami i tak dalej, kompletnie ignorując własne myślenie. Z drugiej strony własne myślenie też nie do końca jest dobre, z jednego prostego powodu, człowiek jest istotą egocentryczną, nie zawsze jest to złe, bo jak komuś sprawia przyjemność pomaganie innym, to raczej fajna sprawa, ale chodzi mi o to, że zawsze, ale to zawsze kierujemy się w życiu tym, aby nam było dobrze, czasem robimy to nawet trochę nieświadomie, ale zawsze chodzi o to samo. No i właśnie teraz pytanie czy dążymy do tego, aby było nam dobrze teraz, zaraz, już, czy raczej jesteśmy w stanie część rzeczy poświęcić, w zamian za obietnicę "dostatku" w przyszłości.
No i tutaj dochodzimy do tego o czym chciałem pisać, a chciałem pisać o sobie, jak zawsze zresztą, no ale o to przecież tutaj chodzi :P No, ale wracając do tematu, a raczej zaczynając temat, bo póki co to tylko tutaj rzucam zwitkiem myśli. Przez większość mojego życia koncentrowałem się na teraźniejszości, na tym, aby dobrze mi było teraz, zaraz, już i tyle. kompletnie nie myślałem o przyszłości, o tym co będzie kiedyś, ważne było, aby teraz było dobrze. Miało to swoje plusy i minusy. Zacznijmy od plusów. Wybawiłem się. O ile nie zrobiłem w życiu wielu rzeczy, które bym chciał, to jednak cieszyłem się każdą chwilą, raczej nie żałuję swoich decyzji i po prostu mogę stwierdzić, że całkiem dobrze przeżyłem tą część mojego życia, co była (a przynajmniej dopóki nie zrezygnowałem z drugich studiów, bo później zaczęło być trochę lipnie). W każdym razie z większości mojego życia jestem zadowolony, w sensie, że wiem, ze nie osiągnąłem za wiele, ale było fajnie i tyle. No i minusy. Pierwszym podstawowym minusem jest to, że jak już stwierdziłem, że trzeba się wreszcie ogarnąć, to okazało się, że nie mam pomysłu na życie, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, smutna sprawa. Drugim minusem jest to, że tak naprawdę jestem w sporym stopniu pozbawiony marzeń. O co chodzi, skoro nigdy nie rozmyślałem o przyszłości, to też nie zastanawiałem się specjalnie nad tym co chciałbym zrobić, co osiągnąć, wiadomo jakieś tam pobieżne myśli się pojawiły, ale nic specjalnego i to takie smutne jest w sumie. No i trzeci minus, jak już zdecydowałem się co chciałbym zrobić, to napotykam spore problemy w drodze do celu. Jest to zdeterminowane tym jak do tej pory wyglądało moje życie, że było taką pogonią za chwilą i teraz bardzo często jak chcę coś zrobić konstruktywnego, jakoś się rozwinąć, czy podążać do moich celów, to wciąż łapię się na tym, że wolę zrobić coś co mi przyniesie radość teraz, taką pozorną i nieprawdziwą radość, ale wystarczającą, aby było fajnie teraz.
Bardzo ciężko jest mi zwalczyć to w sobie, ale wiem, że to jest klucz do całej reszty zmian, bez tego nie jestem w stanie stać się tym kim chcę. Na razie stosuję metodę małych kroczków, powolutku rezygnuję z różnych przyjemności, staram się robić coraz więcej i jakoś mi to idzie, ale jest ciężko. Jednak nie jest to takie proste jak myślałem, że będzie. Dobra, tyle na dziś. :)